Lukasz Buszka blog

projektuje, fotografuje, podróżuje, gotuje

Tag ‘Afryka’

Akamba, wioska rzeźbiarzy.

bez komentarza

Adek

Teraz już wierzę, że te wszystkie masaje, żyrafy, lwy, misy i łyżki – rzeczywiście są „hand made In Kenya”. Wioska rozciągnięta jest na olbrzymim terenie. To małe chatynki,  w których – pod indywidualnym numerem – pan rzemieślnik dłubie różne surweniry, które potem kurzą się w domach turystów.  Warunki i smród – okropne. Panowie i panie siedzą na ziemi, albo na jakichś drewienkach i skrobią, wycinają, polerują, pastują,  farbują wszelakie wytworzone przez siebie dzieła.  Kupić nie można ( jak się okazuje później – już po przylocie do polski – można, ale trzeba to robić w konspiracji – ceny – niższe nawet o 70% niż w sklepie).  Wszystko dostępne jest w wielkim markecie obok wioski.










Wioska faktycznie rozciąga się na olbrzymim terenie, trudno mówić tutaj o fabryce rękodzielniczej raczej właśnie o wiosce. Gęsta sieć uliczek z małymi szałaso podobnymi domkami. Jeśli zacznie się człowiek zagłębiać w tym labiryncie jest szansa że w końcu będzie problem z drogą powrotną. Mimo pracującej masy ludzi nie widać ani kropli pośpiechu, można spokojnie z każdym porozmawiać, artyści chętnie pokazują własne miejsca prace i rzeźby.










Jest to tez jedno z niewielu miejsc gdzie można spokojnie bez ogrniczeń robić zdjęcia nie narażając się na awantury. Każdy artysta ma przydzielony swój numer. może też dlatego tak chętnie zapraszają do oglądania swoich prac. Potem można w specjalnym magazynie wyszukać prace danego artysty. Cenowo wygląda to nie najlepiej dla turystów ale cóż klimat i folklor kosztuje. Trzeba przyznać że sam magazyn jest ogromny podzielony na dwie hale mieści w sobie wszystko i masajów w skali 1:1 pełnych ozdób i pełen skład zwierzątek widzianych bądź nie na safari. Uprzedzam też że obok jest mini sklepik z min. wodą ale ceny powalają z nóg. Najlepiej wziąć ze sobą z hotelu butlę.







Sposobem na niezgubienie się jest oczywiście pytanie o drogę, nie powinno być z tym problemu ale jest też możliwe dotarcie do kanału który rozdziela wioskę i prowadzi praktycznie do bramy wjazdowej. Nie wiem tylko ile da się wytrzymać idąc wzdłuż niego. Wygląda na to że w kanale nie ma tylko rozkładających się trupów, choć po zapachu sadze ze po prostu zdążono je uprzątnąć albo przepchać gdzieś przed przyjazdem mzungu z kasą.

Osobiście bardzo mi się to miejsce podoba, spokój cisza względny cień pod drzewami i dachami szałasów, nikt cie nie nagabuje nie wciska na silę próbując opchnąć byle co. Można natomiast poznać ludzi porozmawiać przyglądać się ich pracy. Można powiedzieć oaza spokoju w tyglu zwanym Mombasa.

Autor: Lukasz Buszka

6 mar 2011 o 20:22.

Z wizytą u Masajów

komentarze (2)

Adek

Przez jakiś czas zastanawialiśmy się , czy brać udział, pomni doświadczeń z cepelii jaką trąciły wizyta w wiosce berberyjskiej i beduińskiej, jednak myśl o niesamowitych kolorach i cudnych zdjęciach nas przekonała. I słusznie.  O dziwo wcale tak „cepeliowo” nie było. Choć nadal jestem przeciwniczką robienia sobie zdjęć z „panią misiową” jak ja to mówię. Czyli z mieszkańcami zwiedzanych wiosek. Uważam, że uwłacza to ich godności – takie fotki – jak z naszym misiem w Zakopanem :( Co innego fotografowanie samych ludzi.   Byli piękni. Mimo łysych głów – bardzo atrakcyjne kobiety, strzeliste sylwetki mężczyzn. Wszyscy niesamowicie smukli i umięśnieni. Do oprowadzenia nas po wiosce przydzielony został młody chłopak.  Bardzo się starał wypaść przekonująco w roli gospodarza, nawet zaproponował jednej z dziewcząt, że upoluje dla niej lwa – by móc się z nią ożenić – ale dziewczyna chyba jednak uznała, ze nie jest gotowa zostać kolejną białą Masajką. I dobrze, bo na oko miała może z 15 lat. Masajowie są jednym z większych plemion kenijskich.  I chyba najbardziej popularnymi. Sami o sobie mówią, ze są wojownikami.  By móc się ożenić – muszą najpierw upolować lwa. A, ze nie ma u nich monogamii – lwów mogą upolować wiele. Ponoć masajskie dziewczyny, nie są o siebie zazdrosne, ale ja tam nie wiem.  Masajowie nie mogą wiązać się w związki małżeńskie w ramach jednej plemiennej wioski,  dlatego – by łatwo było stwierdzić, czy można zawrzeć związek małżeński , już w dzieciństwie są „znakowani” – robione im są blizny – w widocznych miejscach  – na policzkach, czole. W „naszej” wiosce – znakiem rozpoznawczym były małe kółka wypalone właśnie na policzkach.  Rżąd coraz bardziej ingeruje obecnie w życie Masajów, więc maja oni obowiązek – jak każdy inny Kenijczyk – skończyć szkołę podstawową – 8 klas  bezpłatna), czy mężczyźni – iść do wojska.  W związku z tą mobilizacją – zakazano Masajom ( i pewnie wszystkim innym plemionom) wykonywania rytualnych blizn ( poza „wioskowymi”) a także usuwania przednich zębów – co było oznaką wyjątkowej atrakcyjności – dla tego plemienia.










Nasi Masajowie chyba nie należeli do najbiedniejszych, w ich wiosce panował porządek, a odwiedzający ich turyści zostawiali zapewne sporo pieniędzy i podarków dla najmłodszych.  Szkoda, że najczęściej były to słodycze, a nie ubranka czy przybory szkolne :( Ale fakt – wg. piramidy zaspokajania potrzeb – rodzice najpewniej najpierw kupią im zeszyty, a dopiero potem czekoladkę.










Zauroczyły mnie uśmiechu na twarzach tych ludzi, kolorystyka, i wszędobylskie, wesołe dzieciaki. No i kózki :) Masajowie chyba wiedzą, że by otworzyć serca ( i portfele) turystów – należy wypuścić dużo dzieciaków i dużo małych zwierzątek ;) Na nie – nie ma mocnych.
W ramach żelaznych punktów programu – uczono nas rozpalania ognia za pomocą magicznego patyczka, po który trzeba chodzić daleko do lasu ( tiiaa) i kępki trawy wymieszanej z krowim łajnem ( dla chcących – patyczek – za 200 KSH – trawa z łajnem – w gratisie) a także wykonano dla nas taniec plemienny wraz z ze śpiewami. Nawet, nawet – miało to melodię, aż Łukasz postanowił wgrać sobie na dzwonek do telefonu. Taniec polega na  podskokach – im wyżej tym lepiej. I nawet co roku organizowane są ogólnokrajowe zawody w owych „tańcach”. Zwycięzca cały rok może puszyć się tytułem „najwyżej skakacza”. No i oczywiście – zakupy! Zostaliśmy osaczeni, każdy dostał opiekuja, i przepuszczono nas przez wyjątkowo wąskie gardło stolików z pamiątkami. O dziwo – udało nam się wymknąć – z niczym :) Zła turysta, oj zła.










Na koniec znów kózki i dzieci,  jeszcze kilka ostatnich fotek, i czas pakować się do autobusów.







Autor: Lukasz Buszka

24 lut 2011 o 3:09.

W pigułce

bez komentarza

Tsavo w pigułce, się zawziąłem i przy pomocy magicznych dla mnie programów powstało coś takiego. Jest więc szansa ze filmy od dziś będą pojawiać się częściej
Zapraszam do oglądania.

Autor: Lukasz Buszka

21 lut 2011 o 2:16.

Tsavo west – powrót

bez komentarza

Pobudka nie była jakaś przyjemna, zaspaliśmy po nocy lamparta. I to zaspaliśmy zdrowo wszyscy już spakowani czekali obok busów kiedy żona postanowiła twardo iść na poranną kawę.  Udało mi się jeszcze nakręcić panoramę z balkonu, jeśli kiedyś mi się uda zmontować nagrania to umieszczę to na Vimeo. Ze śniadania wyszły nici trzeba było pakować bagaże. Co mnie zaskoczyło to pani z obsługi która stał przy naszych drzwiach my lataliśmy jak z pieprzem w tę i z powrotem miedzy restauracją a pokojem a ona stała i się uśmiechała. Tajemnica się rozwiązała w chwili kiedy sięgnąłem po bagaże. Ostro zaprotestowała i zabrała torby w kierunku busika. Dopiero po chwili wytłumaczyłem że ja mogę wziąć spokojnie część bagażu.

Adka
Park żegnał nas zupełnie niespotkanym tam zjawiskiem – mgłą. Ponoć niezwykle rzadko się ona zdarza.  Było niesamowicie zimno, mimo ciepłej bluzy i ramion męża – i tak zmarzłam. Nasi współtowarzysze chyba posnęli, my jako jedyni postanowiliśmy podziwiać widoki do samego końca. Kierowcy się chyba nie bardzo to podobało, bo wybierał takie odcinki drogi, że ledwo trzymaliśmy się na nogach.  Jednak pozostaliśmy nieugięci :) usiedliśmy dopiero, gdy zaczęło kropić i zamknięto dach.



Ja osobiście czułem się jak na planie jakiegoś filmu w tej mgle, zaraz usłyszymy Tarzana albo wyskoczy stwór z Jurasic Park. Stworów nie było pokazały się natomiast żyrafy które wystając ponad granicę drzew też sprawiały wrażenie jeszcze większych niż były w rzeczywistości




Spotkaliśmy też po drodze samotnego staruszka słonia

Przez większość trasy jednak mogliśmy już tylko podziwiać Baobaby, kierowca gnał na złamanie karku chcąc nas jak najszybciej wywieść z terenu parku, bo przypadkiem jeszcze wypatrzymy jakiegoś zwierza i trzeba będzie się zatrzymywać i tracić czas. Tak kierowcę na tym safari mieliśmy kiepskiego, jak trzeba było się spieszyć to on jechał do znudzenia wolno jeszcze ucinając sobie pogawędkę z nadjeżdżającym z przeciwka kolegą, jak można było zwolnić żeby coś zobaczyć jeszcze to ona gnał mało zawieszenia nie urwał. Zresztą podsumowując my jako pasażerowie wyszukaliśmy więcej zwierzaków niż zawodowy kierowca / przewodnik. Trzeba będzie następnym razem lepiej dobierać załogę.









Kiedy zaczęło delikatnie kropić kierowca z pełną satysfakcja zamknął dach i miał nas z głowy, reszta pasażerów i tak spała budząc się na chwile tylko kiedy jakiś zwierzak nieopacznie znalazł się na naszej drodze.
Opuszczaliśmy Tsavo we mgle, bladym świtem, przed nami jako atrakcja dnia miała być jeszcze wioska Masajska. Po drodze zaczepiliśmy jeszcze most ktorego historię opowiedziano w filmie „Duch i Mrok”. To właśnie tu w 1896 dwa lwy zatrzymały budowe torów kolejowych i mostu mordując przez parę miesięcy robotników. Most jak most nic specjlanego, gdyby nie cała ta opowieść nikt by na niego nie zwracał uwagi.

Po drodze do wioski Masajów mijaliśmy Kenię taką której próżno szukać w folderach i katalogach dla turystów. Mijaliśmy Kenię biedna, mijaliśmy Kenię taką jaka jest codziennie.



Autor: Lukasz Buszka

20 lut 2011 o 14:14.

Tsavo east- dzień drugi safari

komentarze (3)

W zasadzie to nawet fajny pomysł by Adka pisała relacje a ja będę je okraszał fotami. Aż tyle czasu to ja po urlopie nie mam by robić jedno i drugie, a tak mamy wspólną wyprawę i wpólną relację i wszyscy są happy.

Adki opowieść część druga

Bladym świtem pobudka – brak telefonu, więc obsługa chodzi i budzi waleniem w drzwi – choć ja i tak z nerwów, że zaśpię – dawno wstałam. Szybki prysznic, kawa – pyszna, z brązowym cukrem i mleczkiem.. wypijam dwie, mimo świadomości, że w razie wiadomej potrzeby – nie będzie jak jej zaspokoić. W parkach jest absolutny zakaz wysiadania z pojazdu. Tam to my, jesteśmy zwierzyną w klatkach. Auta nie można otworzyć od wewnątrz zresztą. Przez chwilę zastawiamy się, co by było, gdyby jakaś głodna lwica postanowiła jednak zakąsi coś z tej białej konserwy, ale po chwili dochodzimy do wniosku, ze lwy jednak są za leniwe, by bawić się we wdrapywanie na auta i przeciskanie przez dach. Kiedy tylko wyjeżdżamy za bramę lodży, widzę ślady wielkich kocich łap! I to jest chyba ta rzecz, która zrobiła na mnie największe wrażenie. To był ewidentny dowód, że lwy jednak są koło nas, całkiem, całkiem blisko. Poranna pobudka i niedospanie zostaje całkowicie wynagrodzone – znów widzimy lwy – całkiem zresztą sporą gromadkę – choć z przykrością stwierdzam, że niestety znów z daleka :(. Przyglądamy im się dłuższą chwilę, w końcu dwie samice postanawiają zrobić nam prezent i przedefilować kilka kroków. Leniwych kroków jak na lwy przystało. Samce niestety nie miały zamiaru wychylać się ze swojej krzakowej kryjówki.





Nic to , jedziemy dalej. Po kilku minutach zaraz przy drodze spotykamy stado żyraf – stare i młode, wszystkie są niesamowicie sympatyczne i wcinają jakieś zielone listki z tego co zostało na drzewach. W pewnym momencie postanowiły jednak się przenieść i uroczyście przedefilowały przed naszym busem. Cudo!





Potem jeszcze kilka im palek, znów słonie i zebry, małpy.









I wracamy na śniadanie, by potem przenieść się do drugiej części parku – do Tsavo West.
Przy śniadaniu jesteśmy świadkami jak kolejne stada słoni, bawołów, impali wędrują do wodopoju. Trzeba przyznać widok zaskakujący i urzekający, ten bezkres sawanny po horyzont i widoczne już z daleka zwierzęta. National Geographic na żywo i w kolorze.







Przed poludniem źegnamy się z tą częścia parku, wsiadamy w busiki, czeka nas dalsza przygoda.

Autor: Lukasz Buszka

10 lut 2011 o 18:50.