Tsavo west – powrót
Pobudka nie była jakaś przyjemna, zaspaliśmy po nocy lamparta. I to zaspaliśmy zdrowo wszyscy już spakowani czekali obok busów kiedy żona postanowiła twardo iść na poranną kawę. Udało mi się jeszcze nakręcić panoramę z balkonu, jeśli kiedyś mi się uda zmontować nagrania to umieszczę to na Vimeo. Ze śniadania wyszły nici trzeba było pakować bagaże. Co mnie zaskoczyło to pani z obsługi która stał przy naszych drzwiach my lataliśmy jak z pieprzem w tę i z powrotem miedzy restauracją a pokojem a ona stała i się uśmiechała. Tajemnica się rozwiązała w chwili kiedy sięgnąłem po bagaże. Ostro zaprotestowała i zabrała torby w kierunku busika. Dopiero po chwili wytłumaczyłem że ja mogę wziąć spokojnie część bagażu.
Adka
Park żegnał nas zupełnie niespotkanym tam zjawiskiem – mgłą. Ponoć niezwykle rzadko się ona zdarza. Było niesamowicie zimno, mimo ciepłej bluzy i ramion męża – i tak zmarzłam. Nasi współtowarzysze chyba posnęli, my jako jedyni postanowiliśmy podziwiać widoki do samego końca. Kierowcy się chyba nie bardzo to podobało, bo wybierał takie odcinki drogi, że ledwo trzymaliśmy się na nogach. Jednak pozostaliśmy nieugięci usiedliśmy dopiero, gdy zaczęło kropić i zamknięto dach.
Ja osobiście czułem się jak na planie jakiegoś filmu w tej mgle, zaraz usłyszymy Tarzana albo wyskoczy stwór z Jurasic Park. Stworów nie było pokazały się natomiast żyrafy które wystając ponad granicę drzew też sprawiały wrażenie jeszcze większych niż były w rzeczywistości
Spotkaliśmy też po drodze samotnego staruszka słonia
Przez większość trasy jednak mogliśmy już tylko podziwiać Baobaby, kierowca gnał na złamanie karku chcąc nas jak najszybciej wywieść z terenu parku, bo przypadkiem jeszcze wypatrzymy jakiegoś zwierza i trzeba będzie się zatrzymywać i tracić czas. Tak kierowcę na tym safari mieliśmy kiepskiego, jak trzeba było się spieszyć to on jechał do znudzenia wolno jeszcze ucinając sobie pogawędkę z nadjeżdżającym z przeciwka kolegą, jak można było zwolnić żeby coś zobaczyć jeszcze to ona gnał mało zawieszenia nie urwał. Zresztą podsumowując my jako pasażerowie wyszukaliśmy więcej zwierzaków niż zawodowy kierowca / przewodnik. Trzeba będzie następnym razem lepiej dobierać załogę.
Kiedy zaczęło delikatnie kropić kierowca z pełną satysfakcja zamknął dach i miał nas z głowy, reszta pasażerów i tak spała budząc się na chwile tylko kiedy jakiś zwierzak nieopacznie znalazł się na naszej drodze.
Opuszczaliśmy Tsavo we mgle, bladym świtem, przed nami jako atrakcja dnia miała być jeszcze wioska Masajska. Po drodze zaczepiliśmy jeszcze most ktorego historię opowiedziano w filmie „Duch i Mrok”. To właśnie tu w 1896 dwa lwy zatrzymały budowe torów kolejowych i mostu mordując przez parę miesięcy robotników. Most jak most nic specjlanego, gdyby nie cała ta opowieść nikt by na niego nie zwracał uwagi.
Po drodze do wioski Masajów mijaliśmy Kenię taką której próżno szukać w folderach i katalogach dla turystów. Mijaliśmy Kenię biedna, mijaliśmy Kenię taką jaka jest codziennie.
Zostaw komentarz
Zaloguj się, by móc komentować.